English original here
Przedstawiamy tłumaczenie pierwszej części debaty dotyczącej związków między chrześcijaństwem a tożsamością europejską, która miała miejsce 18 kwietnia 2015 roku w Sztokholmie. Stanowisko tradycjonalizmu katolickiego zajmuje tu szwedzki publicysta Jonas De Geer, zaś jego adwersarzem jest amerykański przedstawiciel białego nacjonalizmu Greg Johnson.
Wystąpienie wstępne Jonasa De Geera:
„Czy silna tożsamość chrześcijańska jest warunkiem koniecznym do zapewnienia kulturowej i politycznej przyszłości europejskich ludów?”
Dla celów tej dyskusji chciałbym się skupić na socjologicznych korzyściach, jakie chrześcijaństwo daje naszym społeczeństwom, w szczególności nacjonalistycznemu ruchowi oporu. Nie należy przez to rozumieć, że mam funkcjonalistyczne podejście do Wiary albo redukuję ją do pewnego rodzaju narzędzia psychologiczno-politycznego.
Ponadto kiedy odnoszę się do „Europejczyków”, mam na myśli również ludzi europejskiego pochodzenia zamieszkujących Amerykę, Australię, RPA i tak dalej.
Nie ma również wątpliwości co do tego, że kościoły dzisiaj, przynajmniej w świecie zachodnim, bez jakichś znaczących wyjątków, znajdują się w opłakanym stanie. Zostały intelektualnie i duchowo zdeformowane nie do poznania przez umysłowego wirusa zwanego poprawnością polityczną dzięki swojej kretyńskiej i patologicznej chęci znalezienia sobie miejsca wewnątrz nowoczesnego paradygmatu ze swej natury i nierozerwalnie wrogiemu chrześcijaństwu.
Również tyczy się to współczesnego Kościoła katolickiego. Kościół katolicki – pozostawmy na uboczu kwestie teologiczne i eklezjologiczne – był bez porównania główną kulturalną, intelektualną i polityczną siłą w chrześcijaństwie (swoją drogą jeszcze nie tak dawno, w czasach cywilizowanych, „chrześcijaństwo” było synonimem „świata zachodniego” czy „białego świata”).
Oddajmy głos T. S. Eliotowi, który nie był katolikiem:
„Kiedy rozważamy świat zachodni, musimy uznać, że jego główna tradycja kulturalna odpowiada Kościołowi Rzymskiemu. Ledwie w ciągu ostatnich czterystu lat objawiła się jakaś inna. Każdy, kto posiada poczucie centrum i peryferii musi uznać, że tradycja zachodnia była łacińska, a łacińska znaczy rzymska.”
Jest niezaprzeczalnym faktem, choć w kręgach nacjonalistycznych często słabo rozumianym, że rozkład Kościoła katolickiego trwa równolegle z – albo nawet poprzedza – moralną, społeczną i etniczną samozagładą świata europejskiego. Nie jest to przypadek.
Kościół katolicki został na wiele sposobów zniszczony na początku lat 60. wraz z II Soborem Watykańskim, odbywającym się w Rzymie w latach 1962-1965. Dla zorientowanych katolików nie było to zupełną niespodzianką. W rzeczywistości w wieku XIX i na początku wieku XX Kościół bardzo silnie zwalczał próby infiltracji katolickiej hierarchii przez siły żydowskie i masońskie i ideologie przez nich promowane: modernizm i liberalizm.
Istnieje obszerna XIX-wieczna literatura, głównie w języku francuskim, ale też w angielskim, na temat tego spisku przeciw Kościołowi. Są to dobrze udokumentowane materiały, nie fantazyjne spekulacje.
Niemniej jednak spisek ostatecznie triumfował na początku lat 60., co ze względu na wpływ Kościoła katolickiego miało katastrofalne kulturalne i społeczne konsekwencje dla całej Cywilizacji Zachodniej, pośrednio także dla tych jej części, które były głównie protestanckie.
Bezpośrednio po II Soborze Watykańskim wprowadzane są z pełną siłą rewolucja kulturalna, tzw. rewolucja seksualna, rozwody na masową skalę, zinstytucjonalizowana aborcja, masowa imigracja, proklamowanie „społeczeństwa wielokulturowego” itd., bowiem ostatni bastion integralności europejskiej – Kościół – został właśnie wyeliminowany przez siły sprawujące aktualnie władzę. Teraz śluzy zostały szeroko otwarte i europejska ludność mogła zostać zredukowana do masy zdegenerowanych, debilnych konsumentów.
Wszystko stało się niesamowicie szybko. Żadne inne dziesięciolecie w historii naszej cywilizacji nie doświadczyło tak drastycznej społecznej i moralnej zmiany jak te pomiędzy rokiem 1965 i 1975.
Bardzo wymownym przykładem tego co się stało po reformie/destrukcji Kościoła jest porzucenie przez Hollywood MPPC (Motion Picture Production Code, inaczej zwany kodeksem Haysa). Na początku lat 30. po groźbie bojkotu ze strony amerykańskich katolików, największe studia filmowe z niechęcią wprowadziły kodeks moralny dla produkcji filmowych, w którym znajdował się zakaz naśmiewania się z duchowieństwa, zakaz pokazywania wulgaryzmów i nagości, ale też zakaz krzyżowania ras. Ten system był w użyciu do roku 1968, kiedy został uznany za przestarzały. Oczywiście wówczas był on potrzebny bardziej niż kiedykolwiek, i od tamtego czasu żydowskie sudia filmowe dostały zielone światło na bombardowanie pokoleń nieszczęsnych mieszkańców Zachodu wszelkimi rodzajami propagandy i plugastwa. Na tyle przewrotnie, że zachodnim pokoleniom spodobała się ta psychologiczna wojna przeciwko nim, którą uznali za rozrywkę, czego skutki trudno przecenić.
Prawdą jest, że Kościół jako instytucja znana przez wieki, dobrze ponad tysiąclecie, został porwany przez swoich wrogów, ale nie umarł, nie może umrzeć, jego tradycja i depozyt Wiary są nienaruszone, jego sukcesja apostolska nieprzerwana.
Prawdą również jest, że świat europejski jako całość staje się coraz bardziej zsekularyzowany. Jasne, ale jest to część naszego zaprogramowanego samozniszczenia.
Na dłuższą metę żaden człowiek nie może przetrwać bez religii, a zdolna do życia religia nigdy nie może być skonstruowana. Może być stworzona przez człowieka, to oczywiste, ale nigdy nie może być wymyślona, by była dopasowana do programu politycznego.
Poczynione w niektórych kręgach nacjonalistycznych starania stworzenia nowej religii albo odtworzenia starej, były delikatnie mówiąc beznadziejnie daremne.
Inną ważną rzeczą jest, że znajdujemy się dzisiaj w sytuacji, w której Europa obłędnie importowała do siebie dziesiątki milionów muzułmanów, którzy w większości przypadków traktują swoją religię dosyć serio. Niezależnie od tego co sądzimy o 11 września albo ataku na Charlie Hebdo, i choć prawdą jest, że architektami multikulturalizmu byli głównie żydzi, nie było wśród nich żadnych muzułmanów, muzułmańska kolonizacja jest mimo to tykającą bombą. Totalnie zsekularyzowani mieszkańcy zachodu nie rozumieją, że zarówno muzułmanie jak i żydzi nadal uważają nas za chrześcijan, aczkolwiek upadłych chrześcijan, którzy utracili swoją wiarę i przez to swoje morale. Ani przez chwilę nie myślą, że to chrześcijaństwo uczyniło nas słabymi, w rzeczywistości wiedzą oni, że było dokładnie przeciwnie, że jesteśmy żałośnie słabi bez Wiary, bez tradycyjnej moralności i wartości. Jest to jeden z powodów dla którego zorganizowane żydostwo przez wieki robiło wszystko, by osłabić Kościół. To, i oczywiście bardzo stara, głęboko zakorzeniona nienawiść do Chrystusa i Jego Kościoła. Ludzie nie będą walczyć i ginąć dla jakiejś idei posiadania cennego DNA, czy jakiejś nacjonalistycznej interpretacji socjobiologii. Możesz się przeciwstawić jedynie napędzany religijną żarliwością i wiarą – jest to dziś tak samo prawdziwe jak było w czasach Poitiers, Malty czy Lepanto.
Dlatego należy dopasować się do religijnej Tradycji Zachodu, Tradycji, która – mimo tego co przez ostatnie pięćdziesiąt lat stało się z kościołami – jest nadal nieprzerwana i żywa.
Również dla tych, którzy nie mają osobistej wiary w Boga, z pewnością byłoby mądre i zdrowe jeśli nie przyjęcie Wiary, to przynajmniej uznanie zasadniczej, istotnej roli jaką w ciągu historii przez wieki odegrało chrześcijaństwo w kształtowaniu naszej mentalności i naszych wartości; odkrycie na nowo tradycyjnej, chrześcijańskiej kultury europejskiej, od której obecnie kilka pokoleń zostało wyobcowanych.
Europa to Wiara, Wiara to Europa, jak ujął to Belloc. Jest to bardziej prawdziwe niż kiedykolwiek. Rozkład Kościoła katolickiego i jago pośredni efekt na całą kulturę europejską w latach 60. pozostawił świat europejski bezbronnym, i od tej pory szybko się on rozkłada – moralnie, intelektualnie, społecznie i etnicznie.
Za tą uniwersalną tragedią stoją oczywiście inne czynniki, ale ten jest najważniejszy.
Jeśli chcemy odbudować naszą cywilizację w tej czy innej formia musimy połączyć się z jej korzeniami.
Jeśli przyszłość nie będzie się opierać na zachodniej Tradycji, której istotę stanowi chrześcijaństwo, prawdopodobnie dla ludzi zachodu nie będzie przyszłości.
Wystąpienie wstępne Grega Johnsona:
Jaki jest związek pomiędzy chrześcijaństwem a tożsamością europejską? Nie mówię o „zachodniej cywilizacji”, ponieważ chciałbym mówić o całej Europie, Wschodzie i Zachodzie, i o całej europejskiej historii i prehistorii, nie tylko o czasach cywilizowanych.
W tej kwestii możemy przyjąć dwie perspektywy. Jedna spogląda na historię. Druga patrzy na przyszłość.
Patrząc wstecz na historię, widzimy, że chrześcijaństwo odgrywało w Europie przez ponad 1700 lat ważną rolę. Mogło być inaczej. Wielu chciałoby, by było inaczej. W przyszłości może być inaczej. Ale nawet jeśli przyjdzie kiedyś dzień, w którym Europa nie będzie już chrześcijańska, nigdy nie będzie dnia, w którym Europa nigdy nie była chrześcijańska. W tym sensie chrześcijaństwo zawsze będzie częścią tożsamości europejskiej. Tak jak i przedchrześcijańskie religie i kultury sięgające Epoki Lodowcowej również zawsze będą częścią europejskiej tożsamości.
Jednak mimo że był czas, w którym Europa była chrześcijańska, chrześcijaństwo nigdy nie było europejskie. Nie mam tu na myśli żydowskich korzeni chrześcijaństwa, chociaż nie należy o nich zapominać. Od samego początku chrześcijaństwo było tak hellenistyczne jak i żydowskie. Co więcej, definiowało się w kontraście do judaizmu, tak jak judaizm definiował się w opozycji do chrześcijaństwa.
Tym, co czyni chrześcijaństwo istotowo nieeuropejskie, są doktryny, które dzieli ze starożytnymi Grekami i Rzymianami, a nie z Żydami, mianowicie idea, że uniwersalna prawda jest fundamentem uniwersalnej społeczności. Jeśli chrześcijaństwo jest prawdziwe dla wszystkich ludzi, wtedy jest religią uniwersalną, nie religią etniczną. Z powodu swojej natury uniwersalnej religii, chrześcijaństwo nie wiąże się z żadną konkretną rasą czy ludem. Chrześcijaństwo nie jest i nigdy nie było równoznaczne z Europą. Europejski lud wyznawał chrześcijaństwo, ale chrześcijaństwo nigdy nie było religią europejskiego ludu. Wielu Europejczyków wierzy w sprawę chrześcijaństwa, ale chrześcijaństwo nigdy nie wierzyło w sprawę Europy. Celem chrześcijaństwa jest zbawienie całego rodzaju ludzkiego.
Obrońcy zarówno Europy jak i chrześcijaństwa wskazują na fakt, że w przeszłości Kościół popierał obronę Europy przed Islamem. Ale Kościół bronił Europy tylko incydentalnie. W rzeczywistości bronił chrześcijaństwa, które w tym czasie skupiało się w Europie, ale nawet wówczas sięgało do Etiopii, Bliskiego Wschodu a nawet Chin. I Kościół zawsze chciał przelewać europejską krew by bronić i rozszerzać panowanie chrześcijaństwa, od krucjat wyzwalających Ziemię Świętą aż do wieków globalnej pracy misjonarskiej, która trwa do dziś. Krucjaty z pewnością nie są przykładem harmonii między chrześcijaństwem i etniczno-genetycznymi interesami Europejczyków; są za to przykładem tego, jak Kościół prowadził Europejczyków do przelania krwi w obronie utraconych chrześcijańskich ziem na Bliskim Wschodzie.
Spójrzmy teraz na przyszłość. Jeśli obecne trendy się nie odwrócą, Europejczycy wyginą. Nie boję się o wytwory europejskiej cywilizacji, bo Bach i Rembrandt będą w dalszym ciągu chwaleni przez Żydów i Azjatów. Boję się o rasę, która stworzyła te wspaniałości, i może wytworzyć nowe wspaniałości. Nasza rasa stoi u progu biologicznego wymarcia spowodowanego przyrostem naturalnym poniżej progu zastępowalności pokoleń, krzyżowaniem ras i utratą naszych ojczyzn na rzecz kolorowych najeźdźców. Jeśli Europejczycy mają przetrwać, musimy wykluczyć z naszych ojczyzn całą niebiałą ludność i prowadzić politykę która doprowadzi do wzrostu przyrostu naturalnego, w szczególności u tych najlepiej wyposażonych genetycznie. W skrócie, potrzebujemy Białego Nacjonalizmu z polityką prorozrodczą, najlepiej eugeniczną.
Czy chrześcijaństwo będzie raczej pomagać czy przeszkadzać Białemu Nacjonalizmowi w zapobieżeniu biologicznemu wymarciu naszej rasy? By odpowiedzieć na to pytanie musimy wpierw spojrzeć na aktualne zachowanie istniejących kościołów. Wszystkie mainstreamowe kościoły chrześcijańskie sprzeciwiają się polityce Białego Nacjonalizmu. Zamiast tego proponują intelektualne i instytucjonalne wsparcie dla trwającego wywłaszczenia białych co idzie w parze co najmniej z poparciem dla zorganizowanej społeczności żydowskiej, ich starszego wspólnika w zbrodni. Niezależnie od tego co myślimy o „prawdziwym” nauczaniu chrześcijańskim, jeśli białą rasa ma zostać zachowana, musimy walczyć z istniejącymi kościołami na każdym kroku.
Naturalnie pomocne w tej walce będzie, jeśli będziemy mieli swoich sympatyków wewnątrz kościołów. Biali Nacjonaliści którzy są również chrześcijanami spędzają czas na walce z niechrześcijanami w naszych szeregach zamiast walczyć z antybiałymi postawami w swoich kościołach. By dowieść, że ich Biały Nacjonalizm jest w dobrej wierze, muszą zamiast tego podjąć walkę z kościołami. Życzę im jak najlepiej, ale również ich ostrzegam. Polityczny entryzm wewnątrz kościołów nie będzie łatwą sprawą, ponieważ kościoły zostały dawno temu w ten sam sposób zniszczone, a obecne duchowieństwo to mistrzowie tego rodzaju czarnej sztuki. Zobaczą wasze nadejście.
Walka wewnątrz kościołów będzie pomocą, jeśli Biali Nacjonaliści znajdą w Biblii i tradycjach Kościoła argumenty które wspierają politykę etnonacjonalizmu. Nie mam wątpliwości, że tego typu środki istnieją. Ich mobilizacja jest ważnym projektem metapolitycznym, i będzie wiarygodna jedynie gdy zostanie przeprowadzona przez wiernych.
Jednak walka wewnątrz kościoła nie będzie sukcesem jeśli nasz ruch nie poczyni postępów w większej społecznej dziedzinie, z tego prostego powodu, że Kościół raczej podąża za świecką opinią niż nią kieruje. Kościół ma długą historię elastycznego dostosowania się do świeckiej władzy, po prostu dlatego, że jego królestwo nie jest z tego świata. Jego głównym celem jest zbawienie dusz. Z tego powodu jeśli Biały Nacjonalizm osiągnie polityczną władzę, kościoły zaczną szukać biblijnych precedensów na rzecz naszych postulatów i będzie reinterpretować, wyciszać bądź ignorować przeciwne tendencje. Kościół wie jak oddać Cesarzowi to co cesarskie. Naszą rolą jest zostać Cesarzem.
Wielu obrońców chrześcijaństwa argumentuje, że społeczeństwa i jednostki potrzebują religii, i rekomendują chrześcijaństwo wyłącznie z powodu jego znamienitej przeszłości i faktu, że wciąż tu jest. Oczywiście ten argument jest na swój sposób pochopny, ponieważ biała rasa najpierw musi przetrwać zanim zaczniemy się zastanawiać w jaki sposób możemy zorganizować w przyszłości białe społeczeństwo.
Co więcej, w ostatnim wieku chrześcijaństwo w Europie dramatycznie upadło. W artykule Nowa Prawica vs. Stara Prawicadowodziłem, że od trzech wieków to liberalizm, a nie chrześcijaństwo jest faktycznie religią obywatelską w Europie. Nie widzę powodów by sądzić, że chrześcijaństwo będzie w przyszłości miało większe znaczenie niż ma teraz. Może odżyć, może w dalszym ciągu upadać, może istnieć w zmniejszonej formie, albo może całkowicie przestać istnieć.
Sam fakt, że chrześcijaństwo jest obecne nie jest argumentem na jego rzecz, jeśli wybieramy religię opartą wyłącznie na społecznej użyteczności. W rzeczywistości, jeśli jest to nasz podstawowy zamysł, uważam, że lepiej będzie zreformować liberalizm w kierunku rasowo realistycznym i nieindywidualistycznym, ponieważ to liberalizm dominuje dzisiaj, a nie chrześcijaństwo.
Europejskie chrześcijaństwo będzie miało przyszłość tylko jeśli Europejczycy będą mieli przyszłość. Lecz Kościół jest w najlepszym przypadku obojętny wobec przetrwania białych, a dziś aktywnie się temu przeciwstawia. Stąd moja rada dla Białych Nacjonalistów, chrześcijańskich i niechrześcijańskich, by skupić się przede wszystkim na przetrwaniu białych, co wymaga, byśmy bardziej się skupiali na walce z kościołami niż na zachowywaniu ich. Musi istnieć nasza piąta kolumna osłabiająca opozycję Kościoła wobec nas. Nie mogą się obawiać o Kościół, który przetrwa nawet jeśli biali nie przetrwają. Bóg zatroszczy się o swój Kościół, ale biali muszą zatroszczyć się o siebie sami.
Odpowiedź Jonasa De Geera
Po pierwsze, chciałbym ponownie podkreślić, że bez wątpienia musimy walczyć z istniejącymi kościołami tak samo jak musimy walczyć z naszymi obecnymi rządami. Taka jest sytuacja. Ale pozostaje pytanie: do jakiego stopnia możemy obejść się bez religii? Jest faktem, bardzo przekonującym faktem, że sekularyzacja nas osłabiła, uczyniła nas bezbronnymi. Dokładnie tak, nie na odwrót, jak niektórzy nacjonaliści twierdzili w przeszłości.
Nie powiedziałbym, żeby krucjaty były w jakimkolwiek sensie misją Kościoła jako takiego. W rzeczywistości w pewnym sensie doprowadziły do zjednoczenia Europejczyków. Coś takiego nie miało miejsca nigdy przedtem ani potem. To jest coś, co naprawdę powinniśmy starać się celebrować i naśladować.
Chrześcijaństwo historycznie zdefiniowało nas jako narody. Jesteśmy teraz w kraju, który ciągle ma chrześcijański krzyż jako swoją flagę. Niektórzy ludzie w kraju kwestionują to. Chcieliby się go pozbyć. Chrześcijaństwo jest obiektem resentymentu i nienawiści ze strony ludzi, którzy nas niszczą. To powinno nam coś mówić. Tak samo jest w całej Europie. Krzyż jest symbolem miast, gmin itd. Co to nam mówi? Mówisz, że możemy patrzeć albo w przeszłość albo w przyszłość, ale ja sądzę, że powinniśmy patrzeć w przeszłość albo łączyć się z przeszłością aby w ogóle mieć przed sobą przyszłość. Oto właśnie chodzi.
Tak więc, mówię to ponownie, wrogowie Europy, ci sami, którzy chcą nas kompletnie zniszczyć rasowo, zniszczyć nasze społeczeństwa, mają w sobie głęboką nienawiść wobec chrześcijaństwa. Takie są fakty. Robią wszystko, aby zakazać szopek, krzyży w miejscach publicznych itd. To jest część wojny przeciwko nam.
Podkreślam raz jeszcze, że nie mówię o ludziach kultywujących osobiście wiarę, ponieważ takie rzeczy mogą być bardzo trudne. Możesz być dobrą, moralną osobą nie będąc pobożnym chrześcijaninem albo nawet nie będąc chrześcijaninem w ogóle. Nie w tym rzecz. To oczywiste, że kapitał moralny stworzony przez pokolenia chrześcijan wzbogacił nasze społeczeństwo. Chodzi tu o integralność. Naród, który nie ma podstawowego pojęcia integralności moralnej z pewnością nie będzie miał integralności etnicznej. Tego staram się dowieść.
Chciałbym również podziękować Gregowi za tak uprzejmy ton w tej debacie. Staram się robić tak samo.
A więc, czy integralność etniczna przetrwa bez religii? Nie wiem. Uważam to za mało prawdopodobne i z pewnością dowody historyczne, które posiadamy, świadczą przeciwko temu. Musimy to rozważyć bardzo uważnie, ponieważ jest to sprawa bardzo poważna.
Odpowiedź Grega Johnsona
Odpowiadając Jonasowi chciałbym zacząć od kilku krótkich punktów, a następnie rozwinę je bardziej szczegółowo.
Po pierwsze, mimo że Eliot miał oczywiście rację, że rozróżnienie między Wschodem i Zachodem było oparto na podział między prawosławiem i katolicyzmem, Wschód i Zachód były zarówno europejskie jak i chrześcijańskie. Tak więc Europa jest czymś większym niż Zachód.
Po drugie, w przeciwieństwie do tego co mówi Belloc, Europa nie jest wiarą a wiara nie jest Europą, ponieważ europejskie ludy i cywilizacja są starsze niż chrześcijaństwo, chrześcijaństwo zawsze rozwijało się poza Europą, a celem Kościoła jest zawsze uniwersalizm, zbawienie całego rodzaju ludzkiego.
Po trzecie, uderza mnie to, że II Sobór Watykański, który zakończył się w roku 1965, jest zarówno zbyt późno w czasie, jak i zbyt prowincjonalny w zakresie, by wyjaśnić nasz kłopot. Siły rozkładu są dużo starsze, a pole ich działania dużo szersze. Myślę, że II Sobór Watykański należy postrzegać bardziej jako kapitulację Kościoła przed rządzącymi siłami liberalizmu, niż powód ich triumfu.
Po czwarte, jedną rzeczą jest twierdzić, że religia jest niezbędna do funkcjonowania społeczeństwa. Ja się z tym zgadzam. Ale całkiem inną rzeczą jest twierdzić, że ta czy inna szczególna religia pasuje do tej roli. Chrześcijanie, którzy tak twierdzą na podstawie faktu, że chrześcijaństwo ma długą przeszłość i ciągle jest obecne, używają bardzo słabego argumentu, ponieważ chrześcijaństwo upadło dziś bardzo nisko, szczególnie w Europie. Każdy argument na rzecz religii oparty na użyteczności społecznej działa raczej na korzyść islamu niż chrześcijaństwa, ponieważ islam jest dziś wzrastającą, walczącą, patriarchalną i płodną religią, i dlatego niektórzy europejscy ultrareakcjoniści i tradycjonaliści przeszli na islam.
Ostatni punkt wymaga nieco rozwinięcia, ale mam dużo czasu, tak więc podążajcie za mną.
W mojej książce Nowa Prawica vs. Stara Prawica są między innymi rozdziały „Ten staromodny liberalizm” i „Rasowa religia obywatelska”, i główne pomysły które chcę tutaj przedstawić są zawarte w tych dwóch rozdziałach, szczególnie w tym drugim. Uważam, że każde społeczeństwo potrzebuje religii, i religię rozumiem jako sposób konkretnego wyrażania, honorowania i propagowania idei najwyższego dobra. Taka definicja religii obejmuje też religie świeckie i obywatelskie. Istnieją religie obywatelskie, włączając w to religie nieteistyczne takie jak buddyzm czy konfucjanizm, i religie nadprzyrodzone takie jak chrześcijaństwo.
Tak więc dlaczego potrzebujemy religii? Co te wszystkie religie mają ze sobą wspólnego? Mają wspólną narrację – opowieści, mity – które mogą trafić do każdego. Argumenty są bardzo trudne do nauczania. Kiedyś uczyłem logiki. Bardzo trudno jest uczyć logiki, szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Ale każdy głupiec zrozumie historyjkę. Rozumiemy je nawet jeśli jesteśmy bardzo mali. Religie mają rytuały, które są konkretnymi akcjami urzeczywistniającymi unamacalniającymi pewien ideał, podobnie jak robią to opowieści. Religie mają też władzę. Nie przekonują nie starają się jedynie nakłonić.
Dlaczego potrzebujemy tego w społeczeństwie? Potrzebujemy przede wszystkim tego do moralnego wychowania i formacji. Wykładałem Kanta. Uczyłem imperatywu kategorycznego. I powiem wam, że jeśli społeczeństwo miałoby się opierać na ludziach, którzy dopiero w college’u uczą się Kanta w celu zapewnienia jakiejś nauki moralnej, bylibyśmy w dżungli. Potrzebujemy edukacji moralnej od małego, i racjonalność i argumenty tego nie zapewnią, ale religijna edukacja i formacja już tak. Tak więc jest to, jak sądzę, bardzo poważny argument na rzecz potrzeby istnienia jakiejś religii.
Ale jakiej religii? Rodzajem religii, do której powinniśmy dążyć jest obywatelska religia rasowa, temat mojego eseju. Nie sądzę, że konflikt pomiędzy chrześcijanami, poganami, agnostykami i ateistami wewnątrz ruchu Białego Nacjonalizmu należy przeformułować w szerszym kontekście, ponieważ nie sądzę, że prawdziwie dominującą religią naszych czasów jest chrześcijaństwo. Nie dominuje ono począwszy od siedemnastego wieku. Chrześcijaństwo ugina się przed liberalizmem. Liberalizm jest religią panującą. Jest hegemonem. Jeśli chcemy walczyć z religią panującą w naszych czasach, sposobem na to nie jest antychrześcijańska krucjata. Musimy uderzyć w realnie dominującą władzę, władzę której nawet środowiska żydowskie składają ustnie hołd by cieszyć się władzą, którą posiadają. To ich broń przeciw nam. Gdyby po prostu odwoływali się do żydowskiego egoizmu, nie bylibyśmy tak podatni na ich wpływy.
Więc co mamy robić? Szczerze mówiąc sądzę, że nie ma nic złego w liberalnej nowoczesności. Mówię to prowokacyjnie: w liberalnej nowoczesności nie ma nic złego, co nie mogłoby być połączone z biologicznym realizmem odnośnie różnic międzyrasowych i międzypłciowych albo z etosem nieco bardziej kolektywistycznym, to znaczy, że tak drogi nam indywidualizm nie powinien być najwyższą wartością, a kiedy indywidualizm znajduje się w konflikcie ze zdrowiem ciała politycznego powinniśmy indywidualizm poświęcić.
Jaki będzie wynik, jeśli dzięki naszym wysiłkom tego rodzaju idee będą hegemonem, jeśli świadomość rasowa, rasowa duma, wartości zachowania i wzrastania rasy będą ideami hegemonicznymi? Co stanie się z innymi religiami?
Co na przykład stanie się z islamem? Islam będzie wygnany do Ummy. Będzie poza Europą.
Co stanie się z chrześcijaństwem? Chrześcijaństwo będzie musiało zmagać się z nowym Cezarem, ale ma w tym wprawę. Widzieliśmy długą tego historię. Przewiduję, że Marcjon, Orygenes, Swedenborg, William Blake i Simone Weil staną się tematami teologicznych dyskusji, ponieważ konieczne dla Kościoła będzie wzniesienie kordonu sanitarnego wokół jego żydowskich korzeni, a ci myśliciele byli użyteczni w tym już w przeszłości.
Co stanie się z pogaństwem, nordyckim i greckim, pod panowaniem rasowej religii obywatelskiej? Myślę, że dozna wzrostu i ożywienia.
A co stanie się z liberalizmem, naszą religia panującą? Myślę, że liberałowie w zasadzie będą w stanie dostosować się do niej dość łatwo. Struktura życia codziennego, ich mikrobrowary i kawiarnie i tym podobne, będą nadal funkcjonowały. Nadal będzie można oglądać zagraniczne filmy. Nadal będzie można łasić się do psów i kotów. Nie będą jedynie mogli do tych celów importować czarnych dzieci. W skrócie, to co stracą, będzie – jak myślę – zrekompensowane z nawiązką wspaniałym poczuciem, że biała rasa ponownie ma swoją przyszłość.
Taka jest moja wizja. Myślę, że potrzebujemy rasowej religii obywatelskiej, która ceni ponad wszystko przetrwanie i wzrost rasy. I tak jak każda inna religia, jak każdy dominujący dyskurs, jest nietolerancyjna wobec przeciwnych poglądów. Zdejmiemy z menu degradację i destrukcję naszej rasy. Nie będzie to już temat miłej konwersacji. Nie będzie mile widziana. Ale tak jak każdy inny system, będziemy tolerancyjni i pluralistyczni we wszystkich mało istotnych kwestiach. I myślę, że religia jest fundamentalnie nieistotna w porównaniu do przetrwania rasy.
Taka jest moja wizja, powiedziałbym, alternatywy wobec odrodzenia chrześcijaństwa, które jest według mnie zbyt starą religią. Myślę, że zamiast pracować nad odrodzeniem czy reformą chrześcijaństwa, powinniśmy skupiać naszą energię na walce, przewrocie albo reformie prawdziwie panującej religii, jaką jest religia liberalizmu.
Końcowe uwagi Jonasa De Geera
Cóż, mogę tylko powtórzyć: liberalizm nas zabija. Z całym należnym szacunkiem doktorze Johnson, ale twoja wizja jest całkowicie spekulatywna. Staram się być realistyczny, i widzieliśmy jak chrześcijaństwo było konieczne, jak rzeczywiście uratowało Europę w przeszłości.
To prawda, sytuacja maluje się dziś dość czarno. Przyznaję. Nie jestem w żaden sposób optymistą. Ale nie można stworzyć religii, taki jest mój główny punkt.
Mówisz, że II Sobór Watykański był zbyt późno… Tak, to prawda, że społeczeństwo zaczęło się zmieniać, ale nie można porównywać roku 1960 i 1970. Jest to drastyczna zmiana i całkowicie nakłada się ze zmianą w Kościele, która w rzeczywistości dała niektórym katolikom zielone światło do kompletnego ignorowania albo pomijania religii. Wak więc myślę, że na pewno, absolutnie nie ma tu przypadku.
Potrzebujemy moralności. Musimy się bronić wspólnie, a ludzie nigdy nie będą chcieli walczyć i umrzeć za jakieś pojęcie najlepszego DNA. Tak się nie stanie. Potrzebujemy religii i musimy zanurzyć się w wierze naszych przodków, ponieważ nie widzę alternatywy, i myślę, że historia nam to pokazuje.
Końcowe uwagi Grega Johnsona
Kiedy ludzie stają w obliczu kryzysu, muszą przewartościować swoje priorytety. Muszą patrzeć na to, co robią. Muszą spróbować złapać sens tego, kim są. Muszą iść głębiej. Kiedy powierzchowne instytucje, tożsamości i rozwiązania nie działają, musimy patrzeć głębiej.
Myślę, że podczas kryzysu musimy patrzeć na przeszłość. Musimy również spojrzeć na naszą naturę. Nie sądzę, że nie wyjdziemy z tego kryzysu łącząc się z Kazaniem na Górze i jego wartościami. Wyjdziemy z niego łącząc się z etyką pogańską, którą Kazanie na Górze ma za zadanie zniszczyć. To nie czas na nadstawianie drugiego policzka. Nadszedł czas na szaleństwo, na powrót na scenę historii, a nie na zejście z niej. Musimy połączyć się ponownie z przeszłością, z naszymi korzeniami, korzeniami biologicznymi. Musimy wejść w kontakt ze środkową częścią naszej duszy, która leży w piersi, z thumos, która jest w pewnym sensie napiętnowana przez chrześcijaństwo jako grzech pychy. Musimy się zezłościć. Musimy zacząć brać naszą stronę. Musimy zacząć kochać siebie i zdać sobie sprawę z tego, że nie ma w tym nic złego, że jest to naturalne, normalne i właściwe, że ludzie wolą swoich krewnych niż obcych, swój naród niż swoich sąsiadów, swoją rasę niż inne rasy. Właśnie z tym musimy nawiązać kontakt.
Ponownie muszę zakwestionować znaczenie II Soboru Watykańskiego. Jak istotny był katolicyzm w Szwecji w roku 1965? Albo w Norwegii, Finlandii czy Danii? Praktycznie nie istniał, tak więc przemiany soborowe nie mogą wyjaśnić trajektorii upadku, jaki w szczególności ma miejsce na protestanckiej Północy. Pozostaję w tej kwestii sceptyczny.
Chciałbym jednak powtórzyć, że nigdy w przyszłości nie będzie można powiedzieć, że Europa nigdy nie była chrześcijańska. Zawsze będzie to część naszej historii. Tego nie można cofnąć. Myślę, że krzyże na flagach i inne tego typu rzeczy mogą być pewnego dnia tak samo istotne dla naszych przekonań religijnych jak imiona nordyckich bogów w dniach tygodnia. Tak będzie, to część naszej historii. Jestem wielkim miłośnikiem nordyckiej i greckiej mitologii, ale nie wierzę dosłownie w jej prawdziwość, i myślę, że jest wiele rzeczy w Biblii – szczególnie w Nowym Testamencie, powiem to jasno – jest wiele rzeczy w historii Jezusa, które są dla mnie poruszające. Jest wiele elementów chrześcijańskiej sztuki o trwałych walorach estetycznych, i myślę podobnie jak Guillaume Fayem, który również nie jest chrześcijaninem, że kiedyś trzeba będzie walczyć z biskupami, którzy będą chcieli oddać klucze do katedry Notre Dame aby zamienić ją w meczet. Przelałbym swoją krew, by to powstrzymać. Musimy więc uznać, że jest to część naszej historii. Ale nie zachowamy jej łącząc się z etyką chrześcijańską. Zachowamy ją łącząc się z naszymi pogańskimi korzeniami, a także z naszymi biologicznymi korzeniami, naszym sensem przeznaczenia, poczuciem tożsamości i zdolnością do naprawdę szalonej walki.
Source: http://bdp.xportal.pl/publicystyka/jonas-de-geer-greg-johnson-debata-o-chrzescijanstwie-czesc-i/ and http://bdp.xportal.pl/publicystyka/jonas-de-geer-greg-johnson-debata-o-chrzescijanstwie-czesc-i-2/
Enjoyed this article?
Be the first to leave a tip in the jar!